Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
91

to ich oczy łzami zajdą, bo wzruszający to był widok owego nieskończonego pochodu na drodze, na której zazwyczaj nie widywano prawie nikogo, chyba od czasu do czasu jakiegoś samotnego wędrowca, żebraka lub chłopski wózek.
Wszyscy, mieszkający przy tej drodze, wybiegają z domów, pytając:
— Czy wydarzyło się jakie nieszczęście? Czy wpadł nieprzyjaciel? Dokądże dążycie, ludzie?
— Szukamy! — odpowiadali. — Dwa dni szukamy. I dziś jeszcze szukać będziemy, nie możemy dłużej odwlekać. Przeszukamy las Björne i jodłami zarosłe wzgórze, na zachód od Ekeby leżące.
Pochód ten wyruszył z Nygaardu, wioski, leżącej we wschodnich górach. Ładna, młoda dziewczyna, o gęstych, czarnych włosach i rumianych licach zginęła od tygodnia. Roznosicielka mioteł, którą Gösta chciał poślubić, zgubiła się w ogromnych lasach. Od tygodnia nikt jej nie widział. Wyruszyli więc ludzie z Nygaardu na jej poszukiwanie. I wszyscy, których spotykali na drodze, przyłączyli się do nich, aby wspólnie szukać. Z każdego domu ktoś się wyprawił.
Często nowoprzybyły pytał:
— Ludzie z Nygaardu, jak mogliście do tego dopuścić? Dlaczegoż puszczaliście młodą, ładną dziewczynę w nieznane strony? Lasy są ogromne, a Bóg nie obdarzył jej rozumem.
— Jejby nikt nie skrzywdził, jak i ona nikogo — odpowiadają. — Może tak spokojnie chodzić po świecie, jak dziecko. Któż jest bezpieczniejszy od tego, kogo strzeże sam Bóg? Zwykle wracała.