Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
15

w kościele w Svartsjö. Pragnął odtworzyć owe rosnące chmury dnia letniego, na których błogosławieni dostają się do królestwa niebieskiego. Ręka, która dzierżyła pędzel, silna była, lecz nieco sztywna, to też chmury przypominały raczej loki peruki, niż wznoszące się z miękkiej mgły góry. A świętych nie potrafił tak oddać, jak się ułożyli w jego wyobraźni; ubrał ich jak zwyczajnych ludzi w długie, czerwone płaszcze i twarde, biskupie czapki, lub w ogromne kaftany o sztywnych kołnierzach, jakie noszą księża. Zrobił im wielkie głowy, a małe członki i zaopatrzył ich w chusteczki od nosa i książki do nabożeństwa. Łacińskie sentencye zwieszały im się z ust, a dla tych, których uważał za najdostojniejszych, umieścił mocne, drewniane stołki na chmurach, aby w siedzącej, wygodnej pozycyi dostać się mogli do nieba.
Ale Pan Bóg i wszyscy ludzie wiedzieli przecież, iż duchy i anioły nigdy się biednemu artyście nie ukazały, to też nic dziwnego, że ich nie zrobił nadziemsko pięknymi. Niejednemu nawet obraz pobożnego malarza wydał się nadzwyczaj piękny i niejedno nabożne wzruszenie potrafił wywołać.
Ale w roku rządów rezydenckich kazał hrabia Dohna cały kościół pobielić. Wtedy zdarto obraz a równocześnie zniszczono wszystkie gliniane figury świętych.
Ach, ci gliniani święci!
Lepiejby było, gdyby nędza ludzka potrafiła mi tyle zmartwienia sprawić, ile go doświadczyłam nad ich utratą; gdyby mnie ludzkie względem ludzi