Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
134

razem ze służbą. Kopały, grabiły, nawoziły, pracowały póty, póki ziemia nie stała się lekką i pulchną. Wygładziwszy grządkę i obrównawszy brzegi, wzięły sznur i pale i podzieliły na pasy i czworoboki. Potem siały, sadziły, póki wszystkie pasy i czworoboki nie były obsiane i obsadzone. Dzieci, rozumie się, były przytem zadowolone i szczęśliwe się czuły, że wolno im było pomagać, chociaż ciężka to była dla nich praca stać w pochylonej pozycyi i rękę wyciągać poprzez szerokie grządki. A praca ich wydatna była, można sobie wyobrazić!
Teraz zaczynają roślinki wypuszczać kiełki. Niech je Bóg błogosławi! Jakie one śmiałe, ta fasola i bób z temi dużemi, grubemi liśćmi, jakie kiełki! a jak równo i ładnie nabrzmiały marchew i buraki! Najzabawniejsze były małe, karbowane listki pietruszki, które nadniosły cokolwiek ziemię, jakgdyby się bawiły w chowankę.
Była też i mała grządka, gdzie pasy nie były takie równiutkie, a małe czworoboki wyglądały, jak próbki wszystkiego, co można zasiać lub zasadzić. Był to ogródek dzieci.
Wtedy Liliencrona nagle ujął skrzypce i zaczął grać. Ptaki w gąszczu ogromnym, chroniącym ogród od północnego wiatru, uderzyły w śpiew. Żadne stworzenie, które było obdarzone głosem, nie mogło milczeć w taki śliczny ranek.
Liliencrona chodził po ogrodzie i grał.
— Nie, piękniejszego kawałka ziemi niema! — myślał. — Czemże jest Ekeby w porównaniu z Löfdalą? Dom jego jest tylko jednopiętrowy, stoi na skraju lasu, górę ma za sobą, a długą dolinę na