Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T1.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
50

— Ona mi życie ocaliła! — rzekł Gösta. — Czemżebym był, gdyby nie ona?
— Patrzcie, patrzcie! Jak gdyby ona w tem nie miała własnej korzyści, że cię zatrzymała w Ekeby! Umiesz jej tu ściągać ludzi, masz do tego nadzwyczajny talent. Raz usiłowałeś się od niej uwolnić, dała ci dom i pracowałeś, chcąc zarabiać na życie. Codzień wtedy przechodziła mimo twego domu, a ładne dziewczęta wodziła z sobą. Pewnego razu zjawiła się i Maryanna Sinclaire — wtedy rzuciłeś precz łopatę i fartuch i wróciłeś do zamku.
— Droga prowadziła popod mój dom, ty głupcze.
— Naturalnie, że prowadziła. Później udałeś się do Borgu, jako nauczyciel Henryka Dohn, gdzie omal nie zostałeś zięciem hrabiny Marty. Któż winien, że hrabianka Ebba Dohn dowiedziała się, iż jesteś wypędzonym proboszczem i dostałeś kosza? Majorowa temu winna, Gösto Berlingu. Chciała cię znowu mieć przy sobie.
— Ej, co tam! Ebba Dohn umarła wkrótce, i takbym jej nie dostał — odparł Gösta.
Wtedy przystąpił szatan tuż do niego i syknął mu w twarz:
— Umarła, naturalnie, że umarła. Zabiła się przez ciebie, tak, ale tobie nikt tego nie powiedział.
— Niezły z ciebie dyabeł! — rzekł Gösta.
— Majorowa wszystko to urządziła, powiadam ci! Chciała cię znowu mieć w skrzydle rezydenckiem.
Gösta w głos się roześmiał.