Strona:PL Krzysztof Kamil Baczyński - Rzeka.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
RZEKA

Płyń ziemio. Góry ciemne. Rzeka wszystko niesie.
Lądy wzdłuż wody pękną. Jak wiosło milczenia
rzeka wszystko podzieli na wiosnę i jesień,
na zimy siwe, pory wszystkich lat.
Niosą się ptaki, a brzegi tajemne
Świat smutku otwierają i radości świat.

To taka waga srebrna, uśmiech nieba w ziemi
ujrzy nas i uniesie w rękami ciemnymi
od pracy, utrudzonych przygarnie i z odbić,
gdzieś, na krańcu żywota może się odczyta
nasze twarze milczące. Będziemy podobni
sami swoim odbiciom w niej, albo podobni
ciemnościom, które niesie, albo nieskalane
twarze w srebrze zostaną, a niepokonane.

Płyń ziemio. Długi wieczór i ptaki u lic,
zdaje się rzęsy trzepot przyjacielskich oczu
i jaskółki cieniami ciepłymi migoczą
i noc zapada ciężko i pierzasty świt
podnosi chmur powiekę. Tratwy suną w mrok,
owoce ciężkie niosą: — jabłka — jakby grad
burz dostałych, opadły z drzew minionych lat.
Cóż będziemy czynili? Domki na wybrzeżu
jak zabawki czekają na dziecinną dłoń,
a wokoło zwierzęta utrudzone leżą
i na biegunach cieni, wgłąb pastwiska, koń —
przebiega. Ludzie oczy unoszą zdaleka,