Strona:PL Kraszewski - Starościna Bełzka.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Uprosiliśmy wjp. Horocha stolnika krasnostawskiego brata naszego, aby mógł jwpana o naszéj o zdrowie jego uwiadomić troskliwości. Dałby Bóg, żeby tak był szczęśliwy w intencyi swojéj, jako będzie niechybnie starowny; wytłómaczyłby on jwpanu, że we wszelkich utrapieniach tém się tylko konsolujemy, że wiemy komu los córki naszéj powierzyliśmy...“ Niestety! smutno czytać te listu wyrazy, to scio cui credidi jak Aryan ich godło pogrzebowe zawiodło!... Dalej pisze Komorowski:
„Dom najechany, żona moja podtenczas chora, strzelaniem i szelestem oręża zbrojnych ludzi przelękniona, aż na wieś uciekła, córka nasza a żona jwpana gwałtownie porwana, bez żadnéj dotąd wiadomości lokowana (!), proces rozwodowy w konsystorzu chełmskim zaczęty, — nie muszą to być tajne jwpanu sceny. Nad to wszystko raz dotkliwszy był na serca nasze, manifest jw. pana uczyniony. Gdybyśmy musieli wierzyć, że własne myśli jego w nim wynurzenie, musiałyby być wielkie dowody odmiany sentymentów jego, gdybyśmy temu wierzyć byli przymuszeni, bo znając grunt wspaniałéj duszy i téj korrespondującą świątobliwą edukacyę, nieprędko uwierzyćbyśmy mogli, abyś się łatwo mógł na odmianę dla wiernie przywiązanych determinować. Tkwią nam w pamięci chętnie a wiecznie trwać mającéj przyjaźni upewnienia; tą się w smutkach naszych zasilamy, ufając, że dobrze wierzących wiara nie omyli, i że swoją jednostajnością osłodzisz umartwienia tego, który jest z zupełnym szacunkiem jw. pana życzliwym i najniższym sługą.
J. St. Komorowski m. p.“