Strona:PL Klementyna Hoffmanowa - Wybór powieści.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z jej rąk dostałam się do piekarza, ten mnie tegoż samego dnia w podatku odniósł, i tak właśnie w tydzień po urodzeniu mojem, znowu do skarbu wróciłam. Tam... ale ja tylko tydzień bytu mego opisać przedsięwzięłam, nie trzeba zapędzać się dalej; powiem więc tylko, że różnych i daleko dziwniejszych jeszcze doznałam kolei; ileż jam to drzwi zamkniętych, rogatek spuszczonych jakby czarami otworzyła; jakże mi się często trafiło, żem traciła lub nabywała w własnem mniemaniu wartości; raz zdarzyło mi się, że ten, któremu mnie i kilkaset innych dać chciano, odrzucił nas wszystkie, i powiedział dającemu:
— Schowaj je dla tych, którzy pieniądze wyżej od honoru cenią!...«
Zdarzała mi się także częściej rzecz inna; osoby, którym mnie i więcej takich jak ja dawano, kilkakrotnie ręką sięgały, nim się odważyły nas wziąć, i ze wstrętem nam się przyglądały. Jakby szpilkami nadziane albo rozpalone w ogniu, tak karciłyśmy posiadaczy naszych, a przecież nas brali; ale podobne wypadki coraz rzadziej mi się zdarzają, i uważałam nawet, że gdy mi się przytrafi być powtórnie u takich osób, coraz mniej ja, i podobne mnie, je dolegamy. Bo nieraz już bywałam kilkakrotnie w jednymże ręku. Tak, byłam przeszłego roku u owej ładnej mężatki; i położenie jej i piękność okropnie się zmieniły: jej zbytki wtrąciły męża do grobu; i jednej dwuzłotówki po nim nie zostało; ona teraz bawi się przy jednej wielkiej pani, a raczej tą panią bawi, czy jej się chce, czy nie chce; dłużej teraz mieszkałam u niej sama w sypełku od płóciennej chustki, niż niegdyś trzysta z nas w batystowej chusteczce, i lepiej mnie użyła, bo mnie na dobrą polską zamieniła książkę. Do