Strona:PL Klementyna Hoffmanowa - Wybór powieści.djvu/071

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dosyć do twarzy w moim kołpaczku; a co Władzio, to do zjedzenia w swoim polskim stroju: taki poważny, taki wspaniały! prawdziwie na wielkiego pana już wygląda. Nie zawstydzi naszego rodu. Nie każdyby dzieci swoje tak ubrać potrafił!
Mama wzięła za 30 dukatów samych korali u jubiłera, a co inne rzeczy kosztują? Ręczę, że nikt nie będzie tak suto jak my ubrany; nic dziwnego, bo też i bardzo mało będzie nam równych!... O szkoda! jeszcze raz szkoda! że ciebie tu niema! z tobą chętnie byłabym w parze; prawda, że masz majątek nie jednaki, ale urodzenie prawie takie samo, a wreszcie przyjaźń naszych Matek i nasza.. Bywaj zdrowa! przyszedł jak na złość ów metr od kwiatów; wielkąbym miała ochotę go odprawić i dać mu bilet, lecz pierwsza lekcya! wstydzę się. Bywaj więc zdrową, Kochana Karolino, pisuj do twojej Monisi.

LIST DRUGI.
Z Warszawy, 27 Lutego w Sobotę.

Już tedy i po naszym balu. Sławny bal. Cała Warszawa ma dotąd cuda o nim prawić. Że było suto i wspaniale to nie sekret; do białego dnia tańcowali; ale nasze stroje wcale nie były najbogatsze: znajdowały się na nim dzieci daleko kosztowniej ubrane, i jeszcze jakie dzieci! A przed balem co się działo, to strach! Wystaw sobie, że nasz kucharz upił się, i nie wiem co porobił, ale całą kolacyę popsuł, najkosztowniejsze rzeczy, wszystko zmarnował. Tata musiał co tchu drugą kolacyę u Szowota obstalować, ledwie się podjął, i to za niezmierne pieniądze. Pożyczyli kilka zwierciadeł od kupców, dla większej salonów ozdoby, i chłopiec kredensowy, zawie-