Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.4.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Odział sie w lesie, w Dónajcu jesce kasi przejźrał, idzie ku hłopowej zagrodzie. A hań jus gaździna cekała, a hłop se gaździnom miał setnom. Babie béło wysy śtyrdziestu, renka, jak rajtok, a pysk jak u psa, telo sceklawy. Dzieci nimiała.
— Kaś béł? — pyta sie go. Nie poznała nic.
— W lesie.
— Coś hań robiéł?
— Hodziłek se i gwizdał — pado dyaboł, bo cos sie mu ta babsko widziało? Baba i baba.
Jesce nie dokóncéł, kie w pysk dostał, jaze mu zeźwiéńcało w usak.
— Edź — méśli se — to haw tak witajom? Ale to nic.
— A nie wiés to, bezero — krzicy baba — co teroz wiesna, roboty moc?! To ty se bees po lesie gwizdał?! Cie go! Jaki drózdz! Ale dobrze, coś haw. Zbiéroj sie, wesele u Walka Łojasa,