Strona:PL Karol Miarka - Kantyczki 01.djvu/021

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Maciek. Cóz zaś tam Panience ma być spocnienie?

Bartos. Tamci pewnie; wnijdźcie jeno, a ze tak jest, na ocy ujrzycie. * Cóz skłamałem? cym powiedział prawdę? jakże? co na to mówicie? * Klęknijcie porządkiem, pzed świętem Dzieciątkiem, a mówcie ze mną:

Zawitajze, powitajze, Dzieciątko wielki Królewicu: * Nieba, ziemi i wsech rzecy najprawdziwsy nas wsystkich dziedzicu; * My Twoi poddani na nędze skazani, za grzech Jadama.

Ciebie Pana mościwego i Dziedzica nasego witamy; * Tobie pokłon nas poddański, jako Panu oddając, rzucamy * Się pod Twe nózecki, w święte pielusecki, Twe uwinione.

Dziękujemyć po tysiąckroć za tak wielkie dobrodziejstwo Twoje, * Ześ Ty Sobie będąc Panem, Bogiem, Stwórcą, na wszechmocność Swoję * Nic nie respektował, aleś się darował, nam mizerakom.

Porzuciłeś ślicne niebo, tak pięknemi osute gwiazdami; * Opuściłeś i Janiołów, a tu między temi bydlętami * Racys lezeć w złobie, mogąc wselką Sobie zrobić wygodę.

Robak biedny ma swój kącik, mają swoje łozyska zwierzęta; * Ryby w wodzie lochy, gniazda w krzakach mają wygodne ptasęta: * A Ty Pan stworzenia wsystkiego, skłonienia słusnego nie mas.

Nie mógłześ se to przynajmniej