Strona:PL Karol May - Winnetou 06.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   483   —

Wzrok jej był z początku bezmyślny, potem jednak wyszeptała moje nazwisko „Old Shatterhand“.
— Czy znasz mnie? — zapytałem.
— Tak.
— Opamiętaj się! Nie zemdlej nanowo, bo umarłabyś! Co się stało z tobą?
Groźba śmierci poskutkowała, bo Indyanka usiadła prosto przy mojej pomocy, położyła ręce na bolącej głowie i rzekła:
— Byłam sama, gdy on wszedł i zażądał worka z lekami. Gdy mu odmówiłam, uderzył mnie.
— Gdzie był ten worek? Czy go już niema?
Spojrzała w górę ku jednej z tyk i zawołała stłumionym ze strachu głosem:
— Uff! Niema go, on go zabrał! Uderzona padłam i nic więcej nie pamiętam.
Teraz dopiero przyszły mi na myśl słowa Pidy, że schował papiery bardzo starannie w woreczku, zawierającym lek, a dzisiaj Santer chełpił się przed odjazdem, że ma je z całem opakowaniem. Zabrał wiec papiery, a zarazem ukradł wodzowi talizman, czyli wyrządził mu szkodę, niemal niepowetowaną. Pida musiał natychmiast puścić się w pogoń za złodziejem, by wszystko odzyskać.
— Czy jesteś już dość silna, aby nie zemdleć, czy może znowu upadniesz? — zapytałem.
— Utrzymam się — oświadczyła. — Ty powróciłeś mi życie. Dziękuję ci!
Teraz odchyliłem zasłonę w drzwiach namiotu. Ojciec i siostra stali bliżej, a dalej reszta mieszkań ców wsi.
— Wejdźcie! — wezwałem oboje. — Zmarła znowu ożyła.
Jaką radość wywołały moje słowa, tego chyba mówić nie trzeba. Ojciec i córka, a wraz z nimi wszyscy Keiowehowie, byli pewni, że dokonałem cudu, ja zaś nie miałem powodu pozbawiać ich tego przekonania. Zarządziłem okłady na głowę i pokazałem, jak się je robi.