Strona:PL Karol May - Winnetou 06.djvu/017

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   267   —

— Ukradł zegarek — odpowiedział Bernard.
— Oczywiście!
— Musi go zwrócić.
— Naturalnie!
— A kara?
— Postąpimy z nim łagodnie. Za zatrzymanie listów i kradzież odda nam zadarmo zegarek i listy.
— Za darmo? Jak to?
— Poprostu tak: odda tych pięćdziesiąt pięć i trzy dolary, będzie to bardzo łaskawie z naszej strony. Sięgnijcie śmiało do kieszeni, ja go przytrzymam!
Mimo jego oporu odebraliśmy mu pieniądze, poczem go wypuściłem. Zaledwie się to stało, wybiegł on z namiotu i popędził do oberży.
Poszliśmy za nim powoli i posłyszeliśmy już zdala wściekłe okrzyki, a wobec tego przyspieszyliśmy kroku. Konie nasze stały przed drzwiami, ale Boba nie było widać. Zajrzeliśmy szybko do środka gospody i znaleźliśmy się na miejscu walki. W jednym kącie stał Winnetou, chwyciwszy jedną ręką Bullera za gardło, a prawą wywijając odwróconą rusznicą, obok niego zaś Sans-ear odpierał ciosy kilku gości. W drugim kącie Bob bronił się dzielnie pięściami i nożem, gdyż strzelbę mu odebrano. Buller, jak się później dowiedziałem, wezwał minierów do pojmania mnie i Bernarda, a Sam sprzeciwił się temu zamiarowi. Ponieważ górnicy byli jeszcze rozzłoszczeni z powodu Jima, a gospodarz nabrał przekonania, że z Sans-earem nie zrobi interesu, nastąpił pod jego osłoną napad, który towarzysze byliby życiem przypłacili, gdybyśmy my dwaj nie byli na czas się zjawili.
Sam i Winnetou mogli jeszcze podołać walce, a przedewszystkiem należało wyrąbać Boba.
— Strzelać tylko w konieczności! Weźcie się do kolby, Bernardzie! — zawołałem.
Z temi słowy rzuciłem się na diggerów, a w niespełna minutę dostał murzyn swoją strzelbę napowrót i jak wypuszczony z klatki tygrys skoczył teraz na wrogów, którzy na nasze szczęście nie mieli broni palnej.