Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   216   —

Old Death musiał się mieć na baczności. Jakżeż łatwo mogło Białemu Bobrowi przyjść na myśl wysłać jeszcze raz syna, aby hacyendera zaskoczył nocą. Najlepiej było dać jakieś prawdopodobne i wiarygodne wyjaśnienie możliwej pomyłki. O tem i skut pomyślał, bo tak się na to odezwał:
— Pomyłka zaszła istotnie, ale nie mnie, lecz ową bladą twarz srodze oszukano. Gdzie znajdzie się człowiek, któryby zdołał oszukać Old Deatha? O tem wie także mój brat czerwony.
— Niechaj mi więc brat mój opowie, jak się to stało!
— Najpierw muszę zaznaczyć, że zwiedziono przedewszystkiem samego wodza Komanczów.
— Kto to uczynił? — zapytał Biały Bóbr, przybierając naraz surowy wyraz twarzy.
— Przypuszczam, że wszystkie blade twarze, które są u ciebie.
— Przypuszczenia nie wolno mi słuchać. Daj na to dowód! Jeśli oszukują mnie ci, z którymi wypaliliśmy fajkę pokoju, to muszą umrzeć!
— A więc nie tylko podałeś im rękę na znak pokoju, lecz nawet wypaliłeś z nimi kalumet? Gdybym wówczas był z tobą, nie byłbym do tego dopuścił. Żądany dowód zaraz przedstawię. Powiedz mi, czyim jesteś przyjacielem, czy prezydenta Juareza?
Zapytany wykonał ręką ruch lekceważenia i odpowiedział:
— Juarez jest odszczepieńcem czerwonoskórych, bo mieszka w domu i prowadzi życie na sposób bladych twarzy. Gardzę nim. Wojownicy Komanczów użyczyli swego męstwa wielkiemu Napoleonowi, a on darowuje im za to koce, broń, konie i oddaje im w ręce Apaczów. Blade twarze również sprzyjają Napoleonowi.
— To właśnie jest kłamstwo, którem cię zwiedli. Oni przybyli do Meksyku, aby służyć Juarezowi. Moi towarzysze mogą to poświadczyć. Wiesz przecież, kogo wielki biały ojciec w Waszyngtonie wziął w swoją opiekę?