Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   177   —

godne do przeprawy i przybyliśmy potem nad Turkey Creek, który w tych stronach uchodzi do Rio Nueces, tocząc w swych falach bardzo mało wody. Stąd udaliśmy się nad Chico Creek, gdzie stanęliśmy zaraz po dziewiątej godzinie. Łożysko tej rzeki było prawie suche, gdyż tylko tu i ówdzie błyszczała na dnie jakaś brudna kałuża, z której spływał nędzny strumyczek. Drzew ani krzaków nie było wcale, a rzadka trawa dawno straciła swą zieloność. Na drugim brzegu zsiedliśmy i napoiliśmy konie wodą z worów. Zamiast putni użyliśmy dużego kapelusza Willa Langego. Zabraną trawę zjadły konie bardzo prędko i po półgodzinnym popasie ruszyliśmy dalej ku Elm Creek. Tu pokazało się, że konie były zmęczone. Krótki wypoczynek pokrzepił je tylko nieznacznie i musieliśmy jechać krokiem.
Nadeszło południe. Słońce prażyło żarem, a piasek był tak gorący i głęboki, że konie w nim tonęły poprostu, co utrudniało bardzo jazdę. O drugiej zsiedliśmy znowu, aby dać koniom resztę wody. Sami nie piliśmy wcale, ponieważ Old Death nie pozwolił. Zdaniem jego mogliśmy daleko łatwiej znieść pragnienie niż konie, które musiały nas wlec po tym piasku.
— Zresztą — dodał krząkając — trzymaliście się zacnie. Nie wiecie nawet, jakie przebyliśmy przestrzenie. Powiedziałem, że dopiero wieczorem przybędziemy nad Elm Creek, tymczasem już za dwie godziny tam staniemy. Tego byle kto nie dokaże z takimi końmi.
Zboczył nieco z zachodniego kierunku na południowy i mówił dalej:
— Cud prawdziwy, że nie natrafiliśmy dotychczas na trop Komanczów. Widocznie posunęli się ku rzece. Co za głupota z ich strony szukać tak długo jednego Apacza. Gdyby byli udali się wprost ku Rio Grande, byliby już zaskoczyli swych nieprzyjaciół.
— Sądzą pewnie, że i teraz mogą to jeszcze uczynić — rzekł Lange — gdyż jeśli Winnetou nie przedostał się szczęśliwie z rannym Apaczem, to współple-