Strona:PL Karol May - Skarb w Srebrnem Jeziorze 03.djvu/089

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

powietrze czyste i świeże. Jeźdźcy odetchnęli swobodniej, wydostawszy się na otwarte miejsce. — Kenjon ten miał może dwieście kroków szerokości, a na dnie jego płynęła wątła, wąska rzeczka, którą łatwo można było przebyć w bród. Nad wodą rosła trawa, krzaki i kilka drzew.
Czerwonych zsadzono na ziemię, nie uwalniając ich z więzów. — Oddział Old Firehanda miał nieco żywności, to też najpierw się posilono; potem miano rozstrzygnąć los czerwonoskórych. Winnetou, Old Firehand i Shatterhand byli gotowi puścić ich wolno, inni jednak żądali surowej kary. Głos zabrał lord:
— Nie sądzę, aby byli godni kary za czyny swoje aż do końca pojedynków; lecz, że potem jednak zamiast zwrócić wam wolność, ścigali was z zamiarem mordu, to ten właśnie zamiar jest karygodny.
— Jak ich ukarać za ten zamiar? Chyba nie śmiercią!
— Nie!
— Aresztem, więzieniem, czy domem poprawy?
— Pshaw! Sprawcie im dobre cięgi!
— To najgorsze, co moglibyśmy popełnić, gdyż dla Indjanina niema większej obelgi nad uderzenie. Ścigaliby nas przez całą Amerykę.
— To nałóżcie na nich jaką grzywnę! Zabierzcie im konie i broń!
— To okrucieństwo. Pozbawieni wierzchowców zginęliby z głodu, lub wpadli w ręce nieprzyjaciół.
— Nie pojmuję was, sir! Właśnie wy nie powinniście okazywać im szczególnych względów, bo na was przedewszystkiem się targnęli.
— Właśnie, ponieważ oni targnęli się na mnie, Fran-