Strona:PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pierwej kłamałeś, a kto raz mnie oszuka, temu nie dam już wiary.
— Psie, obrażasz mnie!
— Mówię, co myślę. Jeżeli ci to niemiłe, to uświadom sobie, że to, co nam wyrządziłeś, nie było bardziej miłe.
— Napiszesz, chociaż ich nie zobaczysz. Ja żądam!
— Żądaj, ile tylko chcesz! Nie mam nic przeciwko temu.
— Niech cię Allah przewierci! Jesteś nieposłusznym, upartym psem. Czy zobaczysz ich, skoro tutaj staną?
— Tak. Z lewej strony kamień odstaje nieco od skały. Mógłbym ich zobaczyć, jeśli staną w tem miejscu.
— Przyprowadźcie tych opryszków — niechaj ich zobaczy!
Słyszałem szybko oddalające się kroki. Przyprowadzono obu posłów i ustawiono jednego po drugim na miejscu wskazanem. Istotnie byli to posłowie Pana Zastępów.
— Poznałeś ich? — zapytał szeik.
— Tak.
— Widzisz zatem, że mówiłem prawdę! Jeżeli mnie jeszcze raz nazwiesz kłamcą, każę cię tak wychłostać, że krew będzie biła strumieniami!
— A jednak jesteś nim! Powiedziałeś, że kolorasi i jego towarzysze odjechali, a faktem jest, że są tutaj.