Strona:PL Karol May - Dżebel Magraham.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ło rzeczą oczywistą, że nadłożyliśmy drogi, aby zmylić ewentualny pościg.
Słońce zbliżało się ku zachodowi. Trzy kwadranse dzieliły nas od zmierzchu, gdy równina zaczęła lekko fałdować się i z prawej strony wyjrzały wzgórza. Dwa rysowały się szczególnie wyraźnie, mimo że były bardzo oddalone. Jeślim się nie mylił, to mieliśmy przed sobą obie góry Magrahamu. Lecz w takim razie nie jechaliśmy do ruin, które były celem wyprawy naszego wojska, — stąd wynikało, że Uled Ayarzy opuścili ruiny i skierowali się ku Magrahamowi.
Zakreśliliśmy bardzo duży łuk. Wedle moich przypuszczeń warr był oddalony od nas w prostej drodze o dobrą godzinę jazdy na północ. Było to bardzo ważne stwierdzenie.
Wkrótce zobaczyliśmy szczególny okaz góry. Zwarta masa wznosiła się równo z prawej i lewej strony na znaczną wysokość, pośrodku zaś była przekrojona aż do samego dołu, jakgdyby jakiś olbrzym położył na ziemi przeogromny bochen chleba, przedzielił na dwie połowy długim, wielokilometrowym nożem, a następnie odrzucił nieco od siebie. Boki góry były łatwo dostępne, natomiast ściany przepaści, a raczej wąwozu, wznosiły się prawie zupełnie pionowo.
— Ten wąwóz wkrótce nabierze dla nas wielkiej wagi — powiedziałem sobie, skorom go zobaczył, i, rzeczywiście, miało się to sprawdzić tej samej nocy.
Zanim dotarliśmy do wąwozu, obróciłem się i o-