Strona:PL Karol Baudelaire-Kwiaty grzechu.djvu/036

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I widzę, jak kolejno mienią blask twej cery
Szał ze zgrozą milczącą i zlodowaciałą.

Czyliż zielony sukkub i djabełek sprzeczny
Miłość i strach ci wlały do swego kielicha?
Czy cię dłoń despotyczna jakiejś mary spycha
W toń jakiejś Minturnowej głębiny bajecznej?

Chciałbym, ażebyś zdrowia zapachem dyszała
I by w łonie twym zawsze silna myśl mieszkała.
I by twa krew chrześcijańska drgała w takt rytmiczny,
Tak jak w melodji greckiej dźwięków szereg liczny,
Gdzie raz Feb, ojciec pieśni, niby król przebywa.
To znów Pan włada boski — wielki ojciec żniwa.






VIII
Muza sprzedajna.

Muzo moja, tyś prawa pałaców kochanka,
Lecz gdy Styczeń rozpęta swoje Boreasze,
Czy będziesz miała ogrzać czem biedne poddasze
I okryć nogi ciepłem jakiegoś gałganka?