Strona:PL Karel Čapek - Meteor.pdf/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czerwone i zielone światła bojek i tę dal, Chryste Panie, tę ładną i równą dal... Trzymała mnie za rękę i szybko oddychała, obiecaj mi, obiecaj, że będziesz dobry i... kiedyś osiądziesz tutaj. Pracowała w jakiejś fabryce... Powiedzieć jej o tych milionach, czyliż nie byłoby to czymś w rodzaju bajki z Tysiąca i jednej nocy? Miał te słowa już na języku, ale połknął je jakoś gwałtownie i pośpiesznie. Przy rozstaniu pocałowała go trwożliwie i niezgrabnie, a on powiedział, ja tu wrócę.
Jego statek odpłynął do Indyj Zachodnich, lecz on już nie wrócił.
Tak, a teraz, chwalić Boga, wróciliśmy na stare śmieci i to już będzie wszystko. — Nie, to nie wszystko — odpowiada jakiś surowy i nieustępliwy głos. Przypomnij sobie tylko, jak tam było dalej. — Cóż miało być? Ucieklem ze statku. Było to na Trinidadzie, akurat tutaj w Port of Spain, czy tak? — Tak, i co było dalej? — Potem spadałem coraz niżej, bo gdy człowiek raz zacznie spadać, to już trudna rada, nic mu nie pomoże. — I do czego doszło? Powiedz to sobie. — No, byłem tragarzem w porcie i magazynierem biegającym z papierami tam i sam. — I nic już więcej? — Byłem dozorcą Murzynów nad jeziorem asfaltowym i pędzałem ich tak, że nie mieli czasu, żeby odwróconą dłonią otrzeć pot z czoła. — I jeszcze coś było, czy nie? — A tak, byłem kelnerem na Guadalupie i w Matanzas i podawałem Mulatom cocktaile i lód...
I już nic gorszego?
Były pan Kettelring zakrywa twarz gorącymi dłońmi i jęczy. Daj spokój, to miało swoje znaczenie. To było zemstą, zemstą za to, że pozwolili mi upaść tak nisko. Żebyś wiedział, rozkoszowałem się swoim poniżeniem. Ścierwa, ścierwa, oto macie, zeżryjcie sobie swoje miliony. Patrzcie wszyscy, jak wygląda jedyny syn i spadkobierca milionera!
Dobrze, tedy patrzmy!