Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niby ruiny zamku. Dach na budynku stal jeszcze nietknięty, i w niektórych oszklonych jeszcze oknach jaskrawo odbijały się błyski piorunów.
Zoryentowałem się w mgnieniu oka; innej rady nie było: postanowiłem przed burzą skryć się w tych ruinach. W chmurach już huczało złowieszczo, ulewa wisiała w powietrzu.
Zebrałem konia krótko i, cmoknąwszy dla zachęcenia, ruszyłem naprzód pełnym myśliwskim galopem.
Pioruny biły już wokoło; w uszach mi od huku tego szumiało dziwnie, mimo to słyszałem najwyraźniej przyspieszone nieregularne sapanie starego, dońskiego kasztana, który z tylu pod Maksem wydobywał ostatku sił.
— Już niedaleko, nie mu się nie stanie — pomyślałem w tej chwili — przebędziemy tylko tę małą wyniosłość i schronimy się w ruinach.
I uderzyłem klacz dziś po raz pierwszy rajtpejczem.
W tejże samej chwili zaczął padać grubo-kroplisty deszcz; gliniasty pagórek oślizł w jednej chwili i tylko nadzwyczajnej sile i sprężystości mej »Zulejki« zawdzięczam, żem wówczas w kilku sekundach znalazł się na szczycie wzgórza. Maks wśród deszczu, stępo musiał się drapać po śliskiej spadzistości; kasztan był ustał zupełnie.
Spojrzałem wokół siebie. Znajdowaliśmy się wśród rozległych murów pańskiego znać ongi dworzyszcza. Na bocznych pawilonach sterczały jeszcze mocne, przez czas zczerniałe ceglane dachy; środkowy gmach rozpadał się już w gruzy, tylko mury poszarpane ponuro sterczały; kolumny ganku jak dęby przez huragan zwalone, zalegały pałacowy dziedziniec.
Szukając najbezpieczniejszego schroniska, weszliśmy wraz z końmi do obszernej, parterowej izby w prawym pawilonie.
Deszcz lał już jak z wiadra: czerwcowa burza szalała w całej grozie; grom huczał po gromie; konie nasze drżały jak w paroksyzmie febry.
Rzuciłem okiem po obszernej izbie; był to kwadrat zupełnie regularny; marmurowy, olbrzymi komin zajmował prawie