Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Komunię przyjąłem jeszcze z większą obojętnością, nerw żaden nie drgnął we mnie; wychodząc z cerkwi, śmiałem się wesoło.
To był pierwszy dzień mej przymusowej, lecz na szczęście mej duszy, tylko czasowej przynależności do rosyjskiej państwowej cerkwi.
Wnet potem wraz ze Stasiem zabraliśmy się gorliwie do nauki; milczący i zamknięty w sobie korepetytor teraz nam obu razem lekcyi udzielał. Pilne zajęcia przygotowaniami do egzaminu zatarły chwilowo wrażenia mej smutnej spowiedzi i komunii; ziarno indyferentyzmu, rzucone tego dnia na bujny i w wyobraźnię bogaty grunt mej duszy, dopiero później miało wzejść; na razie kwestye konjugacyj łacińskich i reguły trzech pochłaniały moją uwagę w całości.
W sierpniu obaj zdaliśmy egzamina z wyszczególnieniem i zostaliśmy przyjęci jako publiczni uczniowie do trzeciej klasy kamienieckiego gimnazyum.
Z moim korepetytorem Gińskim pożegnałem się bez żalu; przesunął się on przez moje życie, jako niewiadowa w zrównaniu; przez dwa lata widywania się codziennego, oprócz obowiązkowej pomocy w nauce, nie słyszałem od niego żadnego słowa. Dziś myśląc o nim, przypuszczam, że musiał to być człowiek bardzo nieszczęśliwy i do ludzi zrażony.

III.

Po kilku dniach pobytu w murach kamienieckich byłem tam, jak w domu.
Dziwny, niewytłumaczony urok miało dla mnie to miasto, pełne pamiątek historycznych; bramy te, baszty, wieże i parapety z przywiązanemi do nich tradycyami czynów bohaterskich oczarowały mnie odrazu i serce me przywiązały do siebie na zawsze. Jakieś niezatarte piętno Wschodu widnieje do dziś na zabytkach tej kresowej warowni, cecha ta przypominała mi Kaukaz, dnie dzieciństwa i matkę moją.