Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

psa, który dostał się po drabinie na górę i za chwilę złożył dziecko u nóg przerażonego ojca.
— Ależ to cały melodramat — zauważyła Izabela. — Brakuje tylko matki z rozpuszczonemi włosami, omdlewającej.
— Tej nie było na scenie — dodał hrabia. — Po uspokojeniu się publiczności, stłumieniu ognia, powróciłem do domu. Nie mogłem jednak spać przez całą noc, gdyż okrzyk „Wando” dźwięczał mi bezustannie w uszach. Usnąwszy nareszcie, wpadłem w sen kamienny, z którego obudziłem się przed wieczorem dopiero. Pośpieszyłem zaraz do komedyantów, ale muzykanta ani jego dziecka nie zastałem już między nimi. Posprzeczał się podobno z „ indyaninem”-dyrektorem trupy i rozłączył się z nim nadobre. Opuścił miasto, a nikt nie wiedział dokąd powędrował. Nie widziałem go już więcej.
— A ta mała Wanda była pierwszą miłością hrabiego? — żartowała Izabela.
— Wyśmiej mnie pani, ale doprawdy nie mogę zapomnieć tego dziecka, tych pięknych oczu, które podobne były do drobnej mozajki z białego i niebieskawego, marmuru z czarnym, wymarzonym dyamentem.
— Tylko szkoda, że do całości obrazu nie pamiętasz pan imienia psa — drażniła się Izabela.
Wszyscy, prócz Lamberta, zapatrzeni w opowiadającego hrabiego, nie zauważyli śmiertelnej bladości twarzy pani de Dorval. Obejrzała się pierwsza Iza-