Strona:PL Juliusz Verne - Kurjer carski.pdf/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miał już mocy. Trafiony ostrym dziobem w łeb, padł martwy przy głowie pana.
Strogow nadążył już tylko na ostatnią chwilę, aby z ust konającego usłyszeć te wyrazy:
„Żegnajcie, przyjaciele. Rad jestem, żem was jeszcze ujrzał. Módlcie się za mnie.
Daremnie Strogow z Nadją ryli rękoma, odgarniali piasek — odkopali wpół męczennika. Ale serce już nie biło. Nadja przyklękła do modlitwy. Strogow ponownie zasypywał zwłoki. Przy panu złożył wiernego Sirko.
Wtem stepem poszedł głuchy pobrzęk.
— Patrz, Nadju, patrz! — co tam?!
— Tatarzy! — jęknęła przerażona.
Szły awangardy armji Feofara. Ten, który skonał, ocalił ich przed nową niewolą. Za jego ostatnim krzykiem zeszli daleko na manowce. Byli niewidzialni dla przeciągających wojsk w pomroce wieczora, zdala od bitej drogi.
— Muszę dokończyć pogrzebu; nie oddam jego ciała wilkom i sępom na pożarcie.
Sypał mogiłę.
— A taraz w drogę, Nadziu!
Główny szlak był zajęty przez hordy tatarskie i ich obozy, rozciągnięte długim wężem. Nadja i Michał musieli skręcić w bok. Udawali się na południo-wschód. Znajdowali się teraz o sto kilkadziesiąt wiorst od Irkucka. Ale dotrzeć tam wpoprzek bezmiernego stepu przed armją, dążącą konno prostym szlakiem, nie było–ż to nad siły pieszych, znużonych, zgnębionych — ślepca i młodej dziewczyny?
Jednak szli, a 2–go października roztoczył się przed nimi olbrzymi obrus wodny — jezioro Bajkał!