Strona:PL Juliusz Verne - Kurjer carski.pdf/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

padlinie nieopodal drogi stało kilka modrzewin, otoczonych nieco gęstszym krzakiem u brzegów jeziora. Ujął konia za uzdę, poprowadził go w to miejsce, uwiązał do drzewa. Liczył na to, że noc i krzewy będą dla nich osłoną. Jeśli tylko tamci nie zapuszczą się tutaj!
Położył się na ziemi i śledził drogę. Wtem dojrzał zbliżające się zdala płomyki. Zrozumiał! Tatarzy oświetlali sobie drogę pochodniami. Widocznie szukali kogoś. Nadchodził oddział kawalerji Uzbeków, liczący około 50–ciu jeźdźców. Strogow skulił się za drzewami — czekał.
W pobliżu jego schronienia zsiedli z koni. Zamierzali tu obozować. Rozdzielano żywność. Oblane potem, znużone konie puszczono na paszę. Strogow przyczołgał się ku nim. Niewidzialny śród trawy wysokiej mógł sam obserwować i nasłuchiwać ich rozmowy w zrozumiałem dlań tatarskiem narzeczu.. W świetle pochodni znaczyły się ich dzikie twarze, włochate kożuchy, długie buty żółte z cholewami, błyszczące uzbrojenie: krzywe szable, kordelasy za pasem, przewieszone przez ramiona strzelby myśliwskie. Dwaj oficerowie odznaczali się od reszty kaskami i trąbkami. Wyższy „pendja–bashi“ rozmawiał z drugim podkomendnym „deh–bashi“. Obaj palili fajki z haszyszem.
— Napewno nie mógł obrać innej drogi?
— Jeżeli tylko nie pozostał w Omsku!
— Tak, czy inaczej, nie mógł nas wyprzedzić. Obraliśmy przecież drogę krótszą. Nie przybędzie przed nami do Irkucka.
— Twarda starucha jest ta jego matka — sybiraczka!
Serce Strogowa zabiło niespokojnie.
— Ba! pułkownik Ogarew nie dał się jej zwieść. Powiedział, że potrafi otworzyć gębę tej czarownicy!