Strona:PL Juliusz Verne - Kurjer carski.pdf/065

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nieustannie padały pochlebne interpelacje: „Wio, moje gołąbki! Lećcie, szlachetne jaskółki! Ostrzej, kumie, z prawej strony! Pędź, ojczulku z lewej!“ Ale jak tylko konie po bokach zaprzestawały towarzyszyć galopem średniemu, większemu, idącemu stale sporym truchtem, gardłowy głos rzucał wymysły, których walor zwierzęta znały dobrze: „Pchaj, ścierwo djabelskie! Nu–że, ślimaku. Zakatrupię was żywcem i będziecie przeklęte na tamtym świecie!“... I tarantas biegł, pochłaniając do czternastu wiorst na godzinę.
Strogow nazwyczajony był do tego rodzaju jazdy: wehikuł rosyjski nie dba o kamienie, sęki, rowy, przewrócone drzewa — wiedział o tem. Ale i jego towarzyszka, narażona na obrazy od ciągłych wstrząśnień, nie skarżyła się. Milcząca z początku w tym zapierającym dech wyścigu z wiatrem, potem zdołała już nawiązać rozmowę z towarzyszem podróży.
— Od Permu do Ekaterynburga liczą 300 wiorst — czy tak?
— Tak! A tam będziemy już u samego podnóża gór Uralskich.
— A przejazd przez góry trwa długo?
— 48 godzin, gdyż jechać musimy dzień i noc... Nie wolno mi spóźnić się, Nadziu!
— Nie opóźnij twej podróży. Będziemy jechali dzień i noc.
— Jeżeli najazd tatarski nie zagrodzi nam drogi, przybędziemy do Irkucka za 20 dni.
— Robiłeś już tę podróż?
— Nieraz, ale w zimie.
— To byłoby prędzej i bezpieczniej.
— Ale nie zniosłabyś mrozów i śnieżycy,
— Zima jest przyjaciółką Rosjanina!
— Ale jednak ile temperamentu wymaga ta