Strona:PL Julian Ejsmond - W puszczy.djvu/071

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  80  —

który śmiał wedrzeć się do „jądra gęstwiny“. A leśnik nie nadchodził.
Tymczasem ściemniło się zupełnie. Bagno w księżycowej poświacie jaśnieć poczęło blaskiem niesamowitym... Myśliwemu włosy na głowie powstały z przerażenia: posłyszał czyjś ciężki chód i chlupot wody... To nie były bezszelestne kroki leśnika...
„Kto idzie?“ — spytał zamierającym głosem.
Ale odpowiedzi nie było.
Człowiek uczuł przerażenie...
Ciężkie kroki zbliżały się ku niemu... W przesłoniętej mrokiem gęstwinie nie można było dojrzeć, kto nadchodzi...
— Bandyta — pomyślał myśliwiec, poczem zawołał:
„Stój! bo strzelę!“
Odpowiedzi nie było i tym razem, więc strzelił. Coś ciężkiego z łomotem zwaliło się na ziemię. Załopotały w sosnowych czubach skrzydła głuszcowe... Stary Kogut na odgłos strzału zbudził się ze snu i, łomocąc skrzydłami, odleciał ku spokoj-