Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 265 —

złości, że był to w gruncie rzeczy najłagodniejszy i najzgodniejszy człowiek na świecie, który w czasie swej długoletniej służby na okręcie nie należał nigdy do żadnych kłótni, nie brał udziału w żadnych bójkach swoich towarzyszy, nie podniósł ręki na nikogo, nawet jeśli mu się czasem zdarzyło wychylić więcej nad zwykłą miarę kieliszków wisky.
Ale jeśli tak jest rzeczywiście, cóż właściwie zmuszało go do odgrywania przykrej roli złośnika, przechodzącego gwałtownością najgwałtowniejszego między ludźmi.
Tu była jego tajemnica i nigdy bodaj nie byłby się zgodził na dobrowolne odkrycie jej komukolwiek. Właściwie jednak był to wynik poważnego zastanowienia i żelaznej woli podtrzymywanej wielkiem przywiązaniem do komodora.
Poczciwe serce marynarza pociągane zapewne siłą kontrastu, oddane było Urricanowi całkowicie i gotowe do największych dla niego poświęceń. Gdy raz wypadkiem uczynił spostrzeżenie, że komodor uspokoił się prawie natychmiast w największej swej złości, gdy widział udane jego uniesienie, powtarzał odtąd tę komedyę ilekroć obawiał się złych skutków jego gwałtownych wybuchów. Bo skoro prawdziwy złośnik, usłyszał jak Turk groził pobiciem, okaleczeniem lub nawet zabiciem winowajców, sam przestawał miotać się w pasyi,