Strona:PL Joseph Conrad-Zwierciadło Morza.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mierzamy. Komu można teraz zaufać? Gdyby kto pociągnął nożem po przednich sejzyngach, spadłby dolny żagiel przedni i w dwadzieścia minut byłby koniec naszej wolności. A najlepsi z naszych ludzi mogą się bać utonięcia. Mamy wprawdzie łódeczkę, ale w takiej historji nikt nie może być pewien że ocaleje.
Głos zamilkł. Wyruszając z Barcelony, holowaliśmy naszą łódeczkę; potem było już zbyt ryzykowne ją wciągać, więc zostawiliśmy ją na los szczęścia wśród fal u końca porządnie długiej liny. Zdawało się nam nieraz że morze ją pochłonęło, lecz wkrótce ukazywała się znowu na fali, wciąż lekka i nieuszkodzona.
— Rozumiem — rzekłem pocichu. — Dobrze. Kiedy?
— Jeszcze nie teraz. Musimy zbliżyć się bardziej do brzegu — odpowiedział widmowym szeptem głos z pod kaputra.


XLV

Postanowienie zapadło. Ośmieliłem się teraz odwrócić. Nasi ludzie siedzieli przycupnięci tam i sam po pokładzie; twarze ich, niespokojne i zgnębione, zwracały się wszystkie ku ścigającemu nas statkowi. Pierwszy raz tego ranka spostrzegłem Cezara rozciągniętego blisko przedniego masztu; zaciekawiło mię gdzie się chował dotychczas. Ale może i był tuż przy mnie przez cały ten czas. Zanadto nas pochłaniało śledzenie tego co miało nastąpić, abyśmy mogli zwracać na siebie uwagę. Nikt nie tknął jedzenia tego ranka, ale ludzie przychodzili wciąż pić do beczki z wodą.
Zbiegłem na dół do kabiny. Miałem tam dziesięć tysięcy franków w złocie, zamkniętych w schowanku, i o ile mogłem przypuszczać, nikt na statku prócz Do-