Strona:PL Joseph Conrad-Zwierciadło Morza.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pewno ze czterdzieści lat i zjeździł wzdłuż i wszerz morze śródlądowe.
Chytry i bezlitosny, byłby mógł rywalizować w wybiegach z nieszczęsnym synem Laertesa i Antyklei. Jeśli nie używał swej chytrości i swego męstwa przeciwko samym bogom, to tylko dlatego że olimpijscy bogowie pomarli. Nie uląkłby się napewno żadnej kobiety. Jednooki olbrzym nie umiałby ani rusz sobie poradzić z Dominikiem Cervoni — z Korsyki, nie zaś z Itaki, i bynajmniej nie królem ani potomkiem królów, ale członkiem bardzo szanowanego rodu — autentycznych Caporali, jak twierdził. Niech i tak będzie. Ród Caporali sięga dwunastego stulecia.
W braku bardziej wzniosłych przeciwników Dominik zwrócił swą śmiałość, obfitującą w bezbożne fortele, przeciwko władzom ziemskim, uosobionym w instytucji komory celnej i we wszelkich śmiertelnikach, którzy mieli z nią związek: gryzipiórkach, oficerach, oraz „guardacostach“ na morzu i lądzie. Był to człowiek dla nas jedyny, ten nowożytny włóczęga żyjący w niezgodzie z prawem, otoczony własną legendą miłostek, przebytych niebezpieczeństw i przelanej krwi. Opowiadał nam czasem fragmenty ze swego życia miarowym, ironicznym głosem. Mówił po katalońsku, po włosku narzeczem korsykańskiem i po prowansalsku z tą samą swobodą i łatwością. Kiedy się wystroił po cywilnemu w białą nakrochmaloną koszulę, czarną kurtkę i okrągły kapelusz — tak był ubrany gdy wziąłem go raz do doñy Rity — wyglądał nadzwyczaj przyzwoicie. Umiał być zajmujący wskutek swej taktownej, surowej powściągliwości, zaprawionej szorstką, prawie niedostrzegalną żartobliwością głosu i obejścia.
Miał pewność swoich sił fizycznych jak wogóle lu-