Strona:PL Joseph Conrad-Zwierciadło Morza.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miastach nieodłączną częścią powszednich miejscowych spraw. Działo się tak szczególniej w Sydney, gdzie z samego serca pięknego miasta, patrząc z góry perspektywą głównych ulic, można było widzieć klipry z wełną leżące przy Circular Quay — który to bulwar nie był, jak doki, otoczonem murami więzieniem, lecz częścią jednej z najpiękniejszych, najbardziej uroczych, rozległych i bezpiecznych zatok pod słońcem. Teraz wielkie parowce linjowe tkwią na tych leżach rezerwowanych zawsze dla arystokracji morza — statki istotnie wspaniałe i imponujące, ale dziś są, a na przyszyły tydzień już ich niema; gdy tymczasem współczesne mi klipry o ładunkach masowych, lub emigranckie, lub pasażerskie — odznaczające się pięknemi linjami statki o wielkiem ożagleniu — czekały przez całe miesiące na swój ładunek wełny. Imiona ich dostępowały tego zaszczytu, że były znane w każdym domu. W niedziele i święta obywatele miasta zjawiali się tłumnie by zwiedzać okręt, a samotny oficer na służbie pocieszał się odgrywaniem roli cicerona — szczególniej wobec obywatelek o zachęcającem obejściu i należycie rozwiniętem poczuciu zabawy, która się nastręczała przy zwiedzaniu kajut mieszkalnych i służbowych. Dźwięku mniej lub więcej rozstrojonych pianin płynęły przez otwarte iluminatory, aż wreszcie lampy gazowe zaczynały migotać na ulicach, i nocny wachtowy przychodził zaspany objąć swe obowiązki po niewystarczającej dziennej drzemce; spuszczał flagę i przywiązywał u trapu zapaloną latarnię.
Noc zapadała szybko nad milczącemi statkami, których załogi przebywały na lądzie. W górę krótkiej, stromej uliczki z szynkiem King’s Head, popieranym przez kucharzy i stewardów floty, u końca George Street —