Strona:PL Joseph Conrad-Zwierciadło Morza.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ny, porywczy, zmienny, nieprzenikniony — lecz kiedy się go rozumie, jest zawsze taki sam. Niektóre jego zachody słońca przypominają widowiska obmyślone dla rozkoszy tłumów, kiedy wszystkie klejnoty królewskiej skarbnicy rozsypują się ponad morzem. Zaś inne zachody są jak przebłyski monarszej ufności, smutnej i pełnej współczucia, dumającej wśród melancholijnego przepychu nad krótkotrwałym spokojem wód. A raz widziałem jak Wiatr Zachodni przelał gniew rozsadzający mu serce w tarczę niedostępnego słońca, i sprawił że spoglądało srogo z niebios bladych i zalęknionych, niby oko nieubłaganego władcy.
To on jest panem wojny i śle do ataku na nasze wybrzeża oddziały atlantyckich bałwanów. Na władczy głos Wiatru Zachodniego porywa się cała moc oceanu. Rozkaz monarchy wywołuje wielki rozruch na niebie nad wyspami Anglji i olbrzymia masa wód rzuca się na nasze brzegi. Niebo podczas takiej pogody pełne jest lecących chmur, wielkich i białych; nadciągają coraz gęściej i gęściej, aż wreszcie łączą się jakby w masywny baldachim, na którego szarem tle niskie strzępy burzy, drobne, czarne i złe, przelatują z zawrotną szybkością. Sklepienie z oparów staje się coraz bardziej zwarte, schodzi coraz niżej nad morze i zacieśnia widnokrąg wokół statku. I oto nastaje typowa dla Zachodniego Władcy pogoda o kolorycie szarym jak dym, mglistym, ponurym; ogranicza zasięg ludzkiego wzroku, zalewa ciała, uciska dusze, zapiera dech podrywami huczącego wiatru, ogłusza, oślepia, gna ludzi na rozkołysanych statkach ku naszym wybrzeżom zagubionym we mgłach i deszczu.
Kaprysy wiatrów, podobnie jak samowola ludzi, pociągają za sobą zgubne skutki wypływające z pobłaża-