Strona:PL Joseph Conrad-Zwierciadło Morza.djvu/099

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

leńki stateczek podrzucany przez wielkie bałwany. Nie zapytałem o to, a w oczach młodego drugiego oficera dowódca ładnej małej brygantyny — siedzący okrakiem na polowem krześle, z brodą wspartą o ręce skrzyżowane na poręczy — mógł się wydać czemś w rodzaju pomniejszego króla wśród ludzi. Minęliśmy się na odległość głosu bez obwołania się, wyczytując nawzajem imiona swych statków gołem okiem.
W kilka lat później ów drugi oficer, który wysłuchał prawie machninalnego mruknięcia swego szypra, byłby mógł mu powiedzieć, że człowiek wychowany na wielkich statkach może się jednak rozkoszować, i to jak jeszcze, tem, co bylibyśmy wówczas nazwali małym okrętem. Prawdopodobnie kapitan wielkiego statku nie byłby tego dobrze zrozumiał. Odburknąłby: „Ba, żeby to było większe!“ Usłyszałem takie właśnie zdanie z ust innego człowieka w odpowiedzi na uwagę wychwalającą zwrotność małego statku. Słów tych nie podyktowało zamiłowanie do wspaniałości ani urok związany z dowództwem wielkiego statku, gdyż człowiek ów mówił dalej z pogardą i obrzydzeniem:
— Niech tylko nastanie zła pogoda, to jak nic wyrzuci człowieka z koi.
Nie mam o tem własnego zdania. Pamiętam kilka nocy w swem życiu, i to na statku wielkim (jak na okręt ówczesny), kiedy człowieka nie wyrzucało z łóżka poprostu dlatego, że nie usiłował się nawet położyć, do tego stopnia był zgnębiony i zmordowany. Nie opłacało mi się kłaść na pościeli przeniesionej na mokrą podłogę, ponieważ niepodobna było utrzymać się w miejscu lub odpocząć choć przez minutę, czy leżąc, czy w jakiejś innej pozycji. Lecz ten, którego dusza związana jest z morzem, nie wątpi o rozkoszy, jaką daje widok