Strona:PL Joseph Conrad-Zwierciadło Morza.djvu/077

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pan umie bardzo dobrze chodzić koło interesów — mawiał Hudig, udając zafrasowanie, przyczem pogodna, okrągła jego twarz pochmurniała. Ciekawym czy też się śmiał sam do siebie, kiedy wyszedłem już z biura; przypuszczam jednak że nie, ponieważ dyplomaci, czynni lub dymisjonowani, odnoszą się do własnej osoby i do swych kawałów ze wzorową powagą.
Lecz zdołał mię prawie przekonać, że pod każdym względem zasługuję na to aby mi powierzono dowództwo. A zamiast tego nastąpiły trzy miesiące zgryzoty, przykrych rozpamiętywań, wyrzutów sumienia i fizycznego bólu, aby dać mi dobrą naukę i wbić mi w pamięć brak mego doświadczenia.
Tak, statkowi trzeba dogadzać ze znajomością rzeczy. Trzeba się odnosić z szacunkiem i zrozumieniem do tajemnic tkwiących w jego kobiecej naturze, a wówczas będzie wiernym towarzyszem wśród nieustannej walki z mocami, których zwycięstwo nie okrywa hańbą pokonanego. Stosunek wiążący człowieka z jego statkiem jest poważny. Statek ma swoje prawa, jakby mógł oddychać i mówić; i są naprawdę okręty, które, jeśli trafią na odpowiedniego człowieka, zdobędą się na wszystko; brak im tylko mowy.
Statek nie jest niewolnikiem. Trzeba mu dogadzać w czasie podróży i nie zapominać że należą mu się w pełni nasze myśli, cała nasz umiejętność i poświęcenie. Jeśli człowiek pamięta bez wysiłku o tem zobowiązaniu, jakby je czuł instynktownie w głębi jestestwa, okręt będzie dla niego żeglował, zatrzymywał się, pędził póki mu starczy sił, lub jak morski ptak spoczywający na gniewnych falach przetrzyma najcięższą z burz, podczas których człowiek wątpił czy wyżyje i ujrzy jeszcze wschód słońca.