Strona:PL Joseph Conrad-Zwierciadło Morza.djvu/053

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


PAJĘCZYNY I BABIE LATO
X

Ze szczytu głównego masztu na okręcie średniej wielkości widzi się horyzont zakreślający koło o promieniu wielu mil, w którem można ujrzeć drugi statek, zagłębiony po swą linję wodną; oczy śledzące niniejsze pisanie naliczyły swego czasu przeszło sto żagli, unieruchomionych rzekłbyś w magicznym kręgu niedaleko Azorów — statków większych i mniejszych. Nie wiem czy były między niemi choćby dwa zwrócone dokładnie w jednym kierunku, jakby każdy z tych okrętów rozmyślał o wyrwaniu się z zaczarowanego koła w inną stronę świata. Ale czar ciszy ma w sobie wielką potęgę. Następny dzień ujrzał jeszcze owe statki, widzące się nawzajem i zwrócone w przeróżne strony; gdy zaś wreszcie pojawiała się bryza a wraz z nią ciemniejące zmarszczki, które przeciągnęły głębokim błękitem po bladem morzu, wszystkie statki ruszyły razem w tym samym kierunku. Były to bowiem okręty wracające do kraju z dalekich krańców ziemi, a szkuner z ładunkiem owoców, najmniejszy z nich wszystkich, wysforował się naprzód. Można było sobie wyobrazić że bardzo jest piękny choć wcale nie duży, i że zostawia za sobą woń cytryn i pomarańcz.
Nazajutrz mało już statków było widać ze szczytu naszych masztów — najwyżej z siedem, poza kilku bardziej odległemi plamkami o kadłubach ukrytych za