Strona:PL Joseph Conrad-Zwierciadło Morza.djvu/023

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

; leżał w łóżku przez pewien czas, gdyśmy się znaleźli za wyspami Zachodniemi, ale wstał aby być obecnym przy zaoczeniu lądu. Wytrwał na pokładzie aż do Downs, gdzie zakotwiczył się na kilka godzin, wydając rozkazy wyczerpanym głosem; posłał stamtąd telegram do żony i wziął na pokład pilota z morza Północnego, aby mu pomógł żeglować w górę wzdłuż wschodniego wybrzeża. Nie czuł się na siłach sam temu podołać, gdyż zajęcie tego rodzaju trzyma na nogach kapitana dalekich wód cały dzień i całą noc mniej więcej.
Kiedy zawinęliśmy do Dundee, pani B. już tam była i czekała na kapitana aby go zabrać do domu. Jechaliśmy do Londynu tym samym pociągiem; ale nim zdałem egzamin, statek nasz odpłynął w podróż bez kapitana B., i zamiast się nań zaciągnąć, skorzystałem z zaproszenia aby odwiedzić mego dawnego dowódcę. Jest to jedyny z moich kapitanów, u którego byłem w jego własnym domu. Wstał już podówczas z łóżka i był „rekonwalescentem“, jak mi oświadczył, podchodząc ku mnie chwiejnym krokiem aby mię spotkać u drzwi salonu. Widać nieśpieszno mu było określić swą ostatnią pozycję na tej ziemi przed wyruszeniem w podróż — jedyną podróż o nieznanym kierunku, w jaką się żeglarz udaje.
Wszystko tam było bardzo przyjemne — duży, słoneczny pokój; głęboki fotel w wielkiem sklepionem oknie, zaopatrzony w poduszki i stołeczek pod nogi; spokojna, czujna opieka starszej, łagodnej kobiety, która urodziła kapitanowi B. pięcioro dzieci, a z którą może nie żył dłużej niż pięć całych lat z trzydziestoletniego mniej więcej okresu ich małżeństwa. Była tam także i druga kobieta, zupełnie już siwa, w skromnej czarnej sukni; siedziała bardzo prosto na krześle i szyła coś,