Strona:PL Joseph Conrad-U kresu sił.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

seranga, który podszedł do koła, przyciągnęły niespokojną uwagę Whalleya. Rzekł:
— Uważaj, serangu.
Potem zapanował na mostku zwykły spokój. Massy znikł.
Lecz żelazo w kieszeniach kurtki dokazało swego i parowiec — kierowany na północ kompasem, którego wskazania zostały sfałszowane w tak prosty sposób — nie płynął już bezpiecznie w stronę zatoki Pangu.
Syk wody prutej przez stewę, pulsowanie maszyn, wszystkie odgłosy wiernego i pracowitego życia Sofali trwały bez przerwy wśród wielkiego spokoju morza, które łączyło się naokoło z nieruchomą warstwą chmur na niebie. Łagodna cisza, rozległa jak świat, zdawała się czekać na drodze parowca, ogarniając go miłośnie najsłodszą pieszczotą. Massy pomyślał, że nie można by sobie wymarzyć lepszej nocy dla umyślnego rozbicia statku.
Parowiec nadziany wysoko na którąś ze skał po wschodniej stronie zatoki — wyczekiwanie świtu — dziura w dnie — łodzie spuszczone — dotarcie do zatoki Pangu tegoż wieczora. Tak mniej więcej będzie to wyglądało. Z chwilą gdy Sofala dotknie dna, Massy wbiegnie co tchu na mostek, chwyci kurtkę (nikt jej w ciemności nie zauważy) i wytrzęsie jej zawartość za burtę, lub nawet rzuci kurtkę do morza. To drobnostka. Któż by mógł się domyślić? Setki razy widziano jak kurtka tam wisiała. Mimo to, gdy Massy siadł na najniższym stopniu mostkowej drabiny, kolana dygotały mu nieco. Z tego wszystkiego najgorsze było oczekiwanie. Chwilami zaczynał dyszeć jakby po szybkim biegu, potem znów oddychał szeroko pełną piersią i duma go rozpierała w poczuciu że chwycił los za łeb. Czasem dochodził z góry szelest bosych stóp seranga; spokojne, ciche głosy zamieniały kilka słów i prawie natychmiast zapadało milczenie....