Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— O tak. Bardzo łatwo. Ale jak się to mogło stać, że zgubił palto — —
Komisarz Heat wyciągnął nagle z kieszeni różową gazetę, którą kupił z pół godziny przedtem. Interesował się bardzo końmi. Ponieważ jego zawód narzucał mu postawę nieufności i podejrzeń w stosunku do współobywateli, komisarz Heat musiał dać ujście instynktowi łatwowierności, gnieżdżącemu się w ludzkiej piersi i dawał je, pokładając nieograniczoną ufność w proroctwach sportowych tego właśnie wieczornego dziennika. Rzuciwszy nadzwyczajny dodatek na ladę, Heat zanurzył rękę w kieszeni i wyciągnął skrawek sukna, którym go los obdarzył, ściągając nań jego uwagę wśród stosu rzeczy, wyglądających jakby je kto pozbierał w jatkach i u gałganiarzy. Ten skrawek komisarz dał pani Verloc do obejrzenia.
— Pani to zapewne poznaje?
Wzięła machinalnie gałganek w obie ręce. Oczy jej zdawały się rosnąć w miarę jak patrzyła.
— Tak — szepnęła. Podniosła głowę i zatoczyła się z lekka w tył.
— Dlaczego to jest oddarte?
Komisarz sięgnął szybko przez ladę i wyrwał szmatkę z rąk Winnie, która siadła ciężko na krześle. Pomyślał: „Identyfikacja nie pozostawia nic do życzenia“. W tej samej chwili błysnęła mu zdumiewająca prawda. Verloc był tamtym „drugim mężczyzną“.
— Proszę pani — rzekł — jestem przekonany że pani wie o tej historii z bombą więcej, niż się pani zdaje.
Pani Verloc siedziała bez ruchu, oszołomiona, ogarnięta bezgranicznym zdumieniem. Co to wszystko ma znaczyć? Zesztywniała na całym ciele i nie była