Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sierne dla biednych!
— Odszedłem w zamyśleniu; zastanawiałem się nad tem, czy jego odrębność, jego obcość nie przejmują odrazą tej tępej natury, którą z początku przyciągały nieodparcie. To mię zaciekawiało…
Kennedy podszedł do okna i patrzył na chłodną wspaniałość morza — olbrzymiego we mgle — które jak gdyby ogarniało całą ziemię ze wszystkiemi sercami zatraconemi wśród uniesień miłości i trwogi.
— Otóż fizjologicznie — rzekł, odwracając się nagle — było to możliwe. To było możliwe.
Jakiś czas milczał. Potem ciągnął znów dalej:
— Tak czy owak, gdy zobaczyłem go następnym razem, był chory — jakaś płucna historja. Organizm miał silny, ale myślę że nie zaaklimatyzował się tak dobrze, jak przypuszczałem. Zima była ciężka, pozatem ci górale miewają od czasu do czasu ataki nostalgji; a takie stany depresji czynią człowieka podatnym na choroby. Leżał wpół ubrany na dole na tapczanie.
— Stół nakryty ciemną ceratą zajmował cały środek małego pokoju. Stała tam kołyska pleciona z wikliny, kocioł buchający parą na blasze, a na kracie przed kominkiem suszyło się trochę dziecinnej bielizny. W pokoju było ciepło, ale, jak pan pewnie zauważył, drzwi wychodzą prosto na ogród.
— Miał silną gorączkę i wciąż coś mruczał pod nosem. Amy siedziała na krześle i poprzez stół wpatrywała się w niego brunatnemi, mętnemi oczami.
— „Dlaczego on nie leży na górze?“ zapytałem.
— Drgnęła i odrzekła, jąkając się nieśmiało:
— „Ach, proszę pana doktora, jabym nie mogła wysiedzieć z nim tam na piętrze“.
— Dałem jej parę wskazówek i powtórzyłem, wy-