Strona:PL Janusz Korczak - JKD - Dziecko w rodzinie.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sna, która może rozpalać ogniska szczęścia i prawdy, może w dziesiątem pokoleniu wybuchnie pożarem geniuszu i spali własny ród, dając ludzkości światło nowego słońca.
Dziecko nie jest gruntem zaoranym przez dziedziczność pod zasiew życia; my tylko współdziałać możemy wzrostowi tego, co silnemi pędami wzrastać poczyna jeszcze przed pierwszym jego oddechem.
Rozgłos potrzebny jest nowym gatunkom tytoniu i świeżym markom wina, ale nie ludziom.

52. Więc fatum dziedziczności, predestynacja bezwzględna, bankructwo medycyny, pedagogiki? Piorunami miota frazes.
Nazwałem dziecko pargaminem szczelnie zapisanym, ziemią już obsianą, zarzućmy lepiej porównania, które w błąd wprowadzają.
Są przypadki, wobec których jesteśmy bezsilni w dzisiejszym stanie wiedzy. Jest ich dziś mniej, niż wczoraj, ale są.
Są przypadki, wobec których jesteśmy bezradni w dzisiejszych warunkach życia. I tych jest nieco mniej.
Oto dziecko, któremu najlepsza wola i najwyższy wysiłek przyniosą mało. Oto inne, któremu przyniosłyby wiele, ale warunki stoją na przeszkodzie. Jednemu wieś, góry, morze przyniosą niewiele, drugiemu pomogłyby, ale ich dać nie możemy.
Gdy spotkamy dziecko, które marnieje z braku opieki, powietrza, odzieży, nie winimy rodziców. Gdy widzimy dziecko, kaleczone nadmiarem zabiegów, przekarmiane, przegrzewane, chronione przed urojonem niebezpieczeństwem, skłonni jesteśmy oskarżać matkę, zdaje nam się, że tu łatwo złemu zaradzić, byleby była chęć