Strona:PL Janusz Korczak - JKD - Dziecko w rodzinie.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zumować z tymi, co mają na wszystko gotową pyskatą odpowiedź alfonsów.
Co robić, aby w krążących sokach zbiorowego organizmu równe zająć mogli miejsca czynni i bierni, by w nim swobodnie krążyły pierwiastki wszystkich płodnych terenów.
— Ja tego nie daruję. Już wiem, co zrobię. Dosyć mam tego dobrego, mówi czynny bunt.
— Daj lepiej spokój. Po co ci to? Może ci się zdaje tylko.
Te proste zdania, wyrazy uczciwego wahania lub szczerej rezygnacji, działają kojąco, mają większą moc, niż kunsztowna frazeologja tyranji, którą rozwijamy my dorośli, chcąc ujarzmić dzieci. Rówieśnika nie wstyd posłuchać, ale dać się przekonać dorosłemu, a tem bardziej wzruszyć, to dać się podejść, oszukać, przyznać do własnego ubóstwa; niestety mają słuszność, nie ufając nam.
Ale jak, powtarzam osłonić refleksję przed zachłanną ambicją, ciche rozważanie od krzykliwego argumentu, jak nauczyć odróżniać ideję od „pozoru i karjery“, jak osłonić dogmat od drwiny i młodzieńczą ideję od doświadczonej zdradzieckiej demagogji.
Dziecko wstępuje krokiem naprzód w życie, nie w płciowe życie, dojrzewa, nie płciowo dojrzewa.
Jeśli zrozumiesz, że żadnego z zagadnień nie zdołasz rozwiązać sam bez ich udziału, jeśli im powiesz to wszystko, co tu powiedziane, a po skończonem zebraniu usłyszysz:
— No bierni, idziemy do domu.
— Nie bądź taki czynny, bo w łeb dostaniesz.
— Te, teren dogmatyczny, zabrałeś moją czapkę…
Nie sądź, że drwią, nie mów: nie warto…