Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.4.djvu/367

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Błękity niebios chmur ołowiem plami;
Maszty się łamią, okręt idzie w trzaski,
A gwiazdy morskiej zbawiające blaski
Zgasły hej! zgasły! Z jękiem i klątwami,
Daremnie ciszy
Wzywając, toną, żeglarze. Nie słyszy
Nikt ich wołania, żaden Bóg ni człowiek!
Spokój z wyżartych wychyli się powiek
W tej na dnie ciszy!

O Maryanie Olchowiczu! Królu
Olch, wyposażon w ludowej legendzie
W cechy demonów, co, nie znając bólu
Słabych, bez troski i myśli, jak będzie,
Głusi na skargę serca, które kona,
W swe fantastyczne chwytają ramiona
Tłumy — niemowląt i w złowróżbnym pędzie,
Wrogowie ciszy,
Rwą je ze sobą i — duszą! Czy słyszy
Ucho twe szelest i szum ten daleki?
To klątwy ojców i matek, jak rzeki,
Grają w tej ciszy!...

O gwiazdo morza! Królu olch! Fantomie —
Boś nie człowiekiem, tak, jak inni ludzie,
Na tym wszechświata atomicznym złomie,
Tej nikłej ziemi, kołaczący w trudzie
O kromkę chleba i o mięsa płatek
Dla siebie, dzieci, sióstr, ojców i matek —
Patrz na ten szereg postaci, o cudzie!
W tej strasznej ciszy
Coraz to bliżej wionących! Czy słyszy
Dusza twa skarg ich rozpłakane lutnie?
O, patrzeć na nie, jak smutnie, jak smutnie
W tej strasznej ciszy!