Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.4.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Co się nie urwie, nim się z tonem zleje,
Ty z głębi cichych, przedwieczornych łun
Wychylasz cichą twarz —
Cichą okrutnie!

O wielki smutku nasz!
O wyczerpanie wszystkiej naszej siły!
O w oceanu głąb schodzące zorze!

Któż ci jest miły?
O kogo ty dbasz?
Czyje wypełniasz nadzieje,
O bezgranicznie obojętny boże?!...
Mglistą świadomość człowieka
W swoim bezdennym pochłaniasz Erebie,
Jak ten ostatni blasków promień mgławy,
W swe bezgraniczne zatapiasz ją morze,
Zamykające się nad nią bez wrzawy,
Bez burz, bez gromów, bez pomruku fal,
Bez rozpienionych pierścieni,
Zanim się mogła stać świadomą siebie!

W nieogarniętą, w niedosięgłą dal,
Która jest pełna ciebie,
Twych żywych ogni i twych martwych cieni,
Podnoszą ręce się moje...

Mrok na nie ścieka —
Mrok na nie zlewa swych ołowiów zdroje...
 
O ciemnią nocy posępny pogrzebie!
Drogo nieznana! o drogo daleka,
Ginąca w ciemni przepastnej otchłani!
Widma tułacze —
Potworne strachy, lęki i rozpacze,
Oślepłe, głuche, o piersi zapadłej,
Gęsto twe brzegi obsiadły: