Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.2.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
tak ten pan Jordan i jego dragony
będą zmykali, jak Moab... — Joszua?!
Jaki Joszua?! — krzyknę w niebogłosy
z wielkiego strachu i wyskoknę sobie
odrazu z łóżka. — Co? może ten szajgec,
o którym nasze wymyślają żydki,
że on jest święty, bo się ciągle kiwa —
dzień i noc całą nad naszym talmudem
i ciągle śpiewa: »Awinu malkenu« —
pieśń konających, chociaż nikt nie kona?


NAPIERSKI, któremu widocznie opowiadanie żydka sprawiało zadowolenie, nagle z miną pochmurną.
Cicho!... Dość tego!...
Opanowuje się.


MOJSZE.
Ja bardzo przepraszam...
Widząc, że Napierski powrócił do dawnego stanu:
Ino, że Sura, jak ja to powiedział
w swojej głupocie tak się zapaliła,
jak sucha jodła, i trzasła: pan hetman!
On każe słońcu zatrzymać się w górze...
Aj, ja się zaśmiał — przepraszam: ja zaraz
tak pomyślałem: Joszua — on trefnem
zawsze się brzydził, a pan hetman kazał
bić wczoraj wieprza i razem z chamami
tfu! spluwa jadł świninę...


NAPIERSKI z wybuchem wesołości.
Ha! ha! ha! ha! ha!
Nagle poważnie i w zadumie.
Panie Zdanowski! Pomnisz: w Nowym Targu,
kiedym się zjawił we waścinym dworze,
list przepowiedni króla jegomości
mając przy sobie, którym mi rozkazał