Strona:PL James Fenimore Cooper - Krzysztof Kolumb (cut).djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cho. Trzeba być łagodnym póki można; lecz w ostatecznym razie przekonasz się młodzieńcze, że Krzysztof Kolumb równie jest biegły w robieniu szpadą, jak w użyciu kompasu.
— W jakiéj odległości, sennorze, jesteśmy teraz od lądu? Pytam się z ciekawości tylko, nie z obawy: bo choćby ten okręt dosięgnął krańca ziemi i spaść miał w próżnię, nie usłyszysz odemnie skargi.
— Przekonany o tém jestem, szlachetny młodzieńcze, odrzekł Kolumb z przyjazném uściśnieniem ręki. Sądzę że znajdujemy się w odległości tysiąca mil przeszło od Ferro, a zatem dobiegamy punktu, w którym przypuszczam istnienie Indyj, i musiemy wkrótce napotkać jednę z wysp przynajmniéj otaczających pobrzeże lądu azyatyckiego. Księga okrętowa podaje nieco więcéj jak ośmset mil; że jednak w ostatnim czasie sprzyjały nam prądy, przeto w téj chwili przebyliśmy zapewne do tysiąca stu mil od wysp kanaryjskich.
— Mniemasz więc, sennorze admirale, że wkrótce ujrzemy ziemię?
— Jestem tego tak pewny, że byłbym przyjął warunki tych śmiałków, gdyby honor na to pozwalał. Ptolomeusz podzielił ziemię na dwadzieścia cztéry części, każda o piętnastu stopniach; Atlantyk zaś tylko pięć albo sześć takich części obejmuje. Tysiąc trzysta mil niezawodnie wystarczy, aby nas przenieść do Azyi, a zrobiliśmy już tysiąc sto blizko.
— Dzień jutrzejszy wielkie przyniesie nam wypadki, sennorze admirale; a teraz udajmy się na spoczynek. Marzyć będę o najcudniejszéj krainie, jaką kiedykolwiek widziało oko chrześcianina, i ujrzę na jéj pobrzeżu najpiękniejszą z dziewic Hiszpanii..... co mówię! całego świata.
Nazajutrz łatwo było poznać z ponurych twarzy majtków, że w piersi ich wrzała namiętność, gotowa wybuchnąć w każdéj chwili. Szczęśliwie jednak z rankiem nowe i tak stanowcze pojawiły się znaki, iż niezadługo ogólne zwątpienie najświetniejszéj ustąpiło nadziei. Wiatr był dość silny, a co najważniejsza, morze, tak spokojnie w ciągu całéj podróży, zaczęło falować.
Kolumb znajdował się na pokładzie, gdy okrzyk radosny z góry zwrócił jego uwagę. Pepe, siedząc na maszcie, wskazywał jakiś przedmiot płynący nieopodal, i wszyscy, wychylając się, ujrzeli zielone jeszcze sitowie. Z uniesieniem tryumfu powitano tę wróżbę szczęśliwą; bo ta roślina nieomylnie z poblizkiego pochodziła brzegu.
— Rzeczywiście dobra to przepowiednia, rzekł Kolumb, bo jeśli zioła morskie rosnąć mogą na dnie, sitowie potrzebuje światła dziennego.
Ta okoliczność zmieniła usposobienie rokoszan; z ponowioną nadzieją spoglądano na zachód, i wszyscy w gorączkowym byli ruchu. Po upływie godziny la Nina zbliżyła się do okrętu admiralskiego.
— Co nowego, Wincenty Yanez? zawołał Kolumb; zdaje się że przynosisz dobre wiadomości.
— Rzeczywiście, sennorze, odpowiedział dowódzca la Niny; napotkaliśmy krzew dzikiéj róży, ze świéżym jeszcze głogiem. To wróżba niezawodna.
Niepodobna opisać wesołości majtków, gdy posłyszeli te słowa. Śmiano się i żartowano, tam gdzie przed chwilą rozpaczliwe panowało zwątpienie; nikt już nie myślał o powrocie do Hiszpanii, marzono tylko o krainie zachodu. Niezadługo la Pinta, spuściwszy szalupę na morze, zwinęła część żaglów i czekała zbliżenia la Santa Maria.
— I cóż, Marcinie Alonzo? zapytał Kolumb, ukrywając niespokojność swoję pod przybraną obojętnością; jesteście, jak widzę w uniesieniu.
— Możeż być inaczéj!? Przed godziną ujrzeliśmy kawał téj trzciny, co z niéj na wschodzie wyrabiają cukier. Ale to nic jeszcze, bo zaraz potém spostrzegliśmy kilka razem płynących przedmiotów, które warto było wyłowić z morza.