Strona:PL James Fenimore Cooper - Krzysztof Kolumb (cut).djvu/085

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie znam się na południkach, odpowiedział sennor Dama, ale wierzę swoim oczom. Widziałem kilkakrotnie tę wyspę przy zupełnie pogodném niebie, i mogłem dokładnie rozróżnić jéj kształty. Pamiętam nawet, że raz byłem świadkiem jak słońce schowało się za jéj szczyty.
— Zdanie tak zacnego męża zasługuje na wiarę; z tém wszystkiém, sennorze, uważam to zjawisko za złudzenie atmosferyczne.
— To niepodobna! zawołało kilku obecnych; tysiące osób jest corocznie świadkami pojawiania się i nagłego znikania Saint-Brandan.
— Otóż ta właśnie okoliczność, szlachetna pani i czcigodny kawalerze, dowodzić wam powinna że jesteście w błędzie. Wierzchołek Teneryffy na sto mil dokoła widzialny jest przez rok cały, wyjąwszy gdy mglistość powietrza staje temu na zawadzie. Każdy kawałek ziemi wzniesiony ręką Stwórcy spoczywać musi niezmiennie na swych podstawach, dopóki go nie zwali gwałtowne jakie wstrząśnienie, zesłane również przez Boga.
— To wszystko może być prawdziwém, sennorze, lecz niéma reguły bez wyjątku. Zrządzenia Opatrzności często są tajemnicze, a cele jéj dla nas niedostrzegalne. Dlaczegoż naprzykład Maurowie tak długo byli panami Hiszpanii? dlaczego niewierni dzierżą dotąd grób Zbawiciela? dlaczego władzcy nasi przez siedm lat odmawiali ci pomocy w tak świętém przedsięwzięciu? Może téż to zjawienie się Saint-Brandan jest zapowiedzią powodzenia twych planów.
Kolumb był entuzyastą; ale zapał jego ograniczał się na tajnikach wiary. Jak wszyscy prawie spółcześni, wierzył w bezpośrednią skuteczność pobożnych ofiar, pokut i modlitwy. Jednakże męzki jego rozum odrzucał pospolite cuda, a lubo uważał się za narzędzie Opatrzności, nie przypuszczał jednak aby dla jego zachęty porządek natury miał być przerwanym.
— Zaprawdę, przeświadczony jestem głęboko, że najwyższa istota zleciła mi posłannictwo odkrycia drogi morskiéj między Europą i Azyą, odrzekł po chwili; lecz nie posuwam zaślepienia do tego stopnia, abym wierzył w dopuszczenie cudów na mą korzyść. Zgodniejsze podobno z naturalnym biegiem rzeczy, a nawet pochlebniejsze dla mnie, będzie przekonanie, iż rozrządzam temi tylko środkami, jakie zapewnia nauka. Długoletnie rozmyślanie nad tym przedmiotem i wielostronna praca postawiła mię w możności sprostania swojemu zadaniu.
— A towarzysze twoi, czy równie dobrze użyli swojego czasu? wtrąciła donna Inez, spoglądając na Luis’a, którego rycerska i miła powierzchowność powszechnie się, zwłaszcza kobiétom, podobała. Czy sennor Gutierrez trawił także bezsenne nocy na badaniach naukowych, aby zapewnić tryumf ewangelii?
— Sennor Gutierrez jest ochotnikiem; niechże sam wymieni swe pobudki.
— Więc będę go prosić o odpowiedź. Obecne tu damy, sennorze, pragną dowiedziéć się, co mogło skłonić do téj wyprawy kawalera, którego powodzenie na dworze donny Izabelli lub w wojnie przeciw Maurom byłoby niezawodne.
— Wojna z Maurami ukończona, odrzekł Luis z uśmiéchem, a donna Izabella i wszystkie damy jéj dworu sprzyjają tylko ludziom dbającym o chwałę religii i kraju. Nie jestem filozofem, nie zgłębiłem żadnéj nauki, ale cel naszéj podróży jak gwiazda świetna i błyszcząca staje mi przed oczyma i gotów jestem poświęcić życie, byle go dosięgnąć.
Wykwintne grono gości donny Inez Peraza głośne objawiło zadowolenie; bo nic tak łatwo nie zyskuje pochwał, jak odwaga wsparta przymiotami osobistemi. Że Kolumb, weteran morski, skołatany wiekiem, narażał życie, i tak już niedalekie kresu, dla przeniknienia tajemnic zaatlantyckich, to nikogo nie dziwiło; lecz uwielbiano poświęcenie młodziana, który los swój powierzał tyle wątpliwemu przedsięwzięciu. Luis, ucieszony tym objawem współczucia, chciał jeszcze coś dodać, gdy donna Inez, bardzo nie w porę dla miłości własnéj młodzieńca odezwała się w te słowa: