Strona:PL James Fenimore Cooper - Krzysztof Kolumb (cut).djvu/081

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy z ojca masz to nazwisko, czy téż przybrałeś takowe, aby zabłysnąć dowcipem przy zdarzonéj sposobności?
— Nie znam nazwiska swych rodziców, sennorze admirale. Znaleziono mnie podrzuconego w koszyku, pode drzwiami warsztatu okrętowego niedaleko...
— Mniejsza o miejsce, przyjacielu Sancho; dosyć że znaleziono cię w koszyku, zamiast w kolebce.
— Nie chciałbym, wasza excellencyo, aby świat kiedyś spiérał się o miejsce mojego urodzenia; choć wreszcie, kiedy kto nie wié gdzie idzie, a my podobno wszyscy jesteśmy w tém położeniu, niepotrzebna mu téż wiadomość zkąd wyszedł.
— Czy dawno służysz, mój poczciwy Mundo?
— Tak dawno, sennorze, że na lądzie ściska mi się oddech i tracę apetyt. Znalezionym będąc przy warsztacie okrętowym, sam nie wiem kiedy i jakim sposobem znalazłem się na morzu, i od tego czasu co wpłynę gdzie do portu, to czém prędzéj z niego umykam.
— A jakimże trafem przyjąłeś udział w téj wyprawie.
— Władza miejscowa w Moguer wcieliła mię do niéj z rozkazu królowéj. Sądzono zapewne, że ta podróż nad wszystkie inne przypadnie mi do smaku, bo jak się zdaje będzie ona bez końca.
— Więc przymuszono cię do służby?
— Nie ze wszystkiém, sennorze admirale. Wszak każdy człowiek życzy sobie choć raz w życiu obejrzéć wszystkie swe posiadłości. Powiadano mi że płyniemy na drugi koniec świata; więc zaciągnąłem się z ochotą.
— Jesteś chrześcianinem, Sancho, i pragniesz niezawodnie upowszechnienia naszéj wiary miedzy poganami?
— Sennorze admirale, mało mnie obchodzi ładunek, byle tylko nie przyszło za wiele pompować i byle starczyło dobrego trunku. Co się tyczy mojego chrześciaństwa, musiałbym o to zapytać tych co mnie znaleźli w koszyku. Wiem, sennorze, że Pepe jest chrześcianinem, bom go widział w ręku księży; a może który staruszek w Moguer będzie mógł to samo powiedziéć o mnie. W każdym razie, szlachetny admirale, nie jestem Żydem ani Muzułmanem.
— Uważam cię, mój Sancho, za biegłego i nieustraszonego marynarza.
— O tém, sennorze, niech świadczą drudzy. Jak przyjdzie spotkać się z burzą, sam się przekonasz czy mnie zbywa na tych przymiotach.
— Dobrze więc; odtąd obydwóch was policzam do rzędu najwierniejszych towarzyszów swoich.
Rzekłszy te słowa Kolumb oddalił się i niezadługo z Luis’em wszedł do kajuty. Przytoczona rozmowa, jak przewidział odkrywca, uzyskała mu rzeczywiście serca dwóch marynarzów, a sprzymierzeniec tak bystrego umysłu i śmiałéj mowy, jak Sancho Mundo, bardzo dla niego był pożądany. Jakże często największe przedsięwzięcia zależą od rzeczy napozór drobiazgowych! W tym razie odkrycie drugiej świata połowy zawisłém może było od humoru podrzutka Sancho.


ROZDZIAŁ XV.


Przy pomyślnym wietrze trzy statki posuwały się szybko w kierunku wysp kanaryjskich. W poniedziałek, szóstego sierpnia rano, Kolumb na tylnym pokładzie rozmawiał wesoło z Luis’em i kilką towarzyszami, gdy nagle la Pinta zwinęła żagle i zwróciła się przeciw wiatrowi. Ruch ten niespodziany domyślać się kazał jakiego przypadku; okręt więc admiralski podpłynął, dla zasięgnienia wiadomości.
— I cóż, don Marcinie Alonzo! krzyknął Kolumb przez trąbę, dlaczego zatrzymałeś się w biegu?
— Nasz stér uszkodzony, sennorze; czekać muszę póki go nie naprawią.
Kolumb zachmurzył się, i poleciwszy Marcinowi Alonzo naj-