Strona:PL James Fenimore Cooper - Krzysztof Kolumb (cut).djvu/077

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się znajdą podsłuchujący, a zależało mu na tém, aby młodzieniec uchodził za pokojowca królewskiego; zostaniesz przy mnie, bo tu nasze miejsce, dopóki Opatrzność nie pozwoli nam dzieła dopełnić. Oto droga jaką przebyć zamyślam po niezmierzonym oceanie.
To mówiąc Kolumb wskazał na mappę, którą trzymał przed sobą, kréśląc na niéj palcem linią w kierunku zachodnim. Byłato mappa znanego wówczas świata. Europa miała na niéj kształt mniéj więcéj zbliżony do prawdziwego; na południe ląd jakiś wybiegał aż po Gwineę, niżéj zaś wszystko było już ziemią nieznaną. Wyspy kanaryjskie i azorskie właściwe zajmowały położenie, lecz stronę zachodnią Atlantyku odgraniczało urojone pobrzeże Indyj, tudzież wyspa Cipango czyli Japonia i archipelag opisany przez Marco Polo. Szczęśliwym błędem Cipango położono na mappie pod stopniem długości odpowiednim dzisiajszemu Washingtonowi, to jest dwieście mil bliżéj na wschód, i temuto zapewne przypadkowi zawdzięcza ludzkość powodzenie wyprawy Kolumba.
Luis, poraz piérwszy od czasu jak postanowił uczęstniczyć w wyprawie, z ciekawością spojrzał na mappę.
— Na św. Gennaro z Neapolu! zawołał, (byłoto nałogiem młodzieńca powtarzać imiona świętych i wszystkie zaklęcia zwidzanych przez siebie krajów); wsławimy się tą podróżą, jeśli tylko powrócić nam się uda.
— Oto pytanie, które najwięcéj podobno w téj chwili zaprząta wszystkie umysły, odpowiedział Kolumb; rzuć tylko okiem na zniechęcone twarze majtków i posłuchaj utyskiwań.
Młodzieniec na tę uwagę obejrzał się wkoło, i wzrok jego uderzył obraz smutny, choć ożywiony. La Nina pod żaglem trójkątnym była już w ruchu, okrążona czółnami, z których żegnano osadę śród oznak najwyższéj rozpaczy. La Pinta tylko co miała podnieść kotwicę, a lubo Marcin Alonzo Pinzon umiał tu powściągnąć głośne objawy boleści, i przy niéj jednak uwijały się czółna, jakich mnóstwo niezliczone otoczyło zdala nawet okręt admiralski, chociaż uszanowanie dla Kolumba nie dozwalało im się zbliżyć. Widocznie ci biédacy mniemali, że ostatni raz widzą odpływających, a tych znowu część większa przygotowaną była nie powrócić już do ojczyzny.
— Czy nie widziałeś dziś Pepe’go? zapytał Kolumb, przypominając sobie zdarzenie z młodym majtkiem. Jeżeli on nie dotrzyma słowa, trzeba nam będzie dobrze pilnować reszty, dopóki tylko jest jakaś możliwość ucieczki.
— Skoro nieobecność jego uważałbyś, admirale, za złą przepowiednię, to przeciwnie obecność powinna dobrze nam wróżyć. Oto poczciwy Pepe siedzi na rei ponad naszemi głowami, rozpinając żagiel.
Kolumb spojrzał w górę i dostrzegł młodego marynarza, jak uczepiony na szczycie trójkątnego żagla, kołysał się z masztem, rozwiązując pletnię przytrzymującą zwinięte płótno. Pepe, to zwracał oczy na admirała, jak gdyby chciał się przekonać, czy zwierzchnik zauważył jego powrót, to w tył się oglądał za jakimś przedmiotem niewidzialnym.
Powitawszy skinieniem młodego majtka, admirał postąpił z Luis’em ku przodowi okrętu, aby się przekonać czy jakie czółno ściąga w tamtę stronę uwagę Pepe’go. Rzeczywiście ujrzeli mały bacik prowadzony przez Monikę, któremu pozwolono zbliżyć się, przez wzgląd zapewne na wioślarkę. Zaledwo żona Pepe’go spostrzegła Kolumba, gdy powstawszy z siedzenia wyciągnęła ku niemu ręce, chcąc, ale nie śmiąc przemówić. Widząc ją przerażoną hałaśliwym zgiełkiem co panował dokoła, odkrywca piérwszy się do niéj odezwał.
— Uważam, rzekł, iż mąż twój umié dotrzymywać słowa. I ty zapewne czujesz teraz, moja córko, że lepiéj jest dopełnić chociażby ciężkiego obowiązku, jak skalać się haniebném zbiegostwem.
— Odkąd objaśniłeś mię, sennorze, względem celu téj wyprawy, rozstaję się z mężem jeśli nie bez boleści, to przynajmniéj