Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Bez wiedzy matki, natarczywość młodego hrabiego i jego bukiety — nie miłe na Alfredzie czyniły wrażenie. Widział w tem jednak niemal coś opatrznościowego, dziwnego — i chwilami skłonnym był przypuszczać, że to się mogło na korzyść jego stosunków obrócić. Jak? z tego się sam przed sobą nie umiał wytłómaczyć.
Przyjmowano Emila grzecznie, ale chłodno, co go jednak nie zrażało. Był szalenie zakochany w pannie Konstancyi, której wyższość umysłowa, urok nowy nadawała w oczach rozmarzonego chłopca.
Parę razy Alfred nie był w domu... aby odwiedziny nie zbyt się często powtarzały, raz czy dwa przyjął go sam, a siostrze wyjść nie dał.
Jednego wieczora Emil przyleciał konno, na karym tak zmęczonym, że bokami robił, i na wstępie zapowiedział, że ma bardzo pilny, ważny interes, i że się z samym Zellerem widzieć musi. Pan Alfred zaprosił go do swego pokoju. Emil był tak poruszony, a tak nie nawykły do kroku stanowczego, iż znalazłszy się sam na sam z p. Alfredem, z trudnością mógł przyjść do słowa. Kosztowało go wiele rozpocząć rozmową.
— Panie dobrodzieju — odezwał się wreszcie, rumieniąc aż do purpury — ja mam pana prosić o jednę łaskę, o bardzo wielką łaskę.
Zeller stał zdziwiony i zaniepokojony, na myśl mu przyszło, że chłopak się może wyrwać niewcześnie z prośbą o rękę siostry.
— Cóż to takiego? — zapytał.
A! wie pan — prędko począł nie śmiały chłopak dusząc swój kapelusz — trudno mi powiedzieć, a tu czas, czas nagli. Jestto okropna rzecz... okropna.
— Mów pan śmiało — przerwał Alfred.
— A! panie! familijna sprawa! nieszczęście! — począł Emil. Ja bardzo kocham moją siostrę, bardzo. Widzi pan mama, nie wiem czemu, chce ją koniecznie oddać do klasztoru. — Ona nie chce. Jutro ma ją odwieść. Julka jest w rozpaczy. Stara się