Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Gdybyście łzy ojca widzieli! westchnął stary.
— Albo to tu w Ćwikłach jeden już krwawemi łzami płakał i po dziecku, i po żonie, i po ojcu, i po bracie!... a co na to ludzie pomogą?
— Na co się to zapierać? rzekł Gomółka; kiedy wam Pan Bóg dał dar widzenia rzeczy zakrytych, to nie na co innego, tylko byście nim biednym ludziom pomagali.
— Wszystkiéj biedy ze świata żaden człowiek nie zdejmie, mruknęła stara; ja nic nie wiem.
— Moja matko, moja dobrodziejko, składając przed nią ręce i łkając z cicha począł Gomółka: posłuchajcie mnie. Stary jestem... przywiązałem się do nich, kraje mi się serce nad losem tego nieszczęśliwego a poczciwego człowieka. Jeśli istotnie nic nie wiecie... moja matko, zmyślcie choć cokolwiek, aby ojca pocieszyć. Ten człowiek struje się boleścią.
Horpyna popatrzała na Gomółkę, głowę wykręciła, spuściła potém oczy i podpierając się na kiju, poczęła nic nie mówiąc iść ku dworowi, snadź serce się jéj wzruszyło. Szła zasępiona, złamana, nie odpowiadając na żadne pytanie.
Doszli tak do ganku, a stara wstrzymała się, i nie chcąc iść daléj, siadła spocząć na wschodkach. Gomółka poszedł a raczéj pobiegł co sił starczyło po stolnika, który posępnie wejrzawszy nań, posłuszny wywlókł się na ganek. Słysząc kroki Horpyna wstała, odkręciła głowę i popatrzała na wypłakaną twarz Kobylińskiego, który stał z załamanemi rękami...
— Powiedzcie, powiedzcie — szepnął Gomółka — jeśli co wiecie o dziecięciu...
Horpyna dumała, oczy wlepiwszy w ziemię.
— Czy przynajmniéj żyje? dodał ojciec...
Długo nie było odpowiedzi na pytanie, baba zdawała się jéj szukać w sobie i z trudnością wymówiła wreszcie: