Strona:PL JI Kraszewski Zagroba.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
39

i wspomnienia sięgające X wieku. Daléj już prządł domysły gładko aż do arki Noego.
Znasz już mego starego Zagrobę, którego pomimo śmieszności kochałem. Był to człowiek dobrego serca, głowy małéj, jak widzisz, ale wiary pełen i szlachetności. Pan Bóg temu małżeństwu dał jedną tylko córkę. Śliczne dziecko, które przeprowadziłem oczami od kolebki do — grobu! Znałem ją na wsi wprzódy, gdym przybył do Kijowa, już to była panienka. Śliczna powiadam ci, śliczna! Biała jak marmur, niebieskooka, z ciemnym włosem, a w ruchu twarzy i całéj postawie prawdziwie idealna.
Pan Zagroba coby się miał cieczyć córką, to się gryzł że nie miał syna. Nie mówił o tém nigdy przed żoną i owszem dla niéj miał zawsze argument, że syna ciężkie wychowanie i los nie wiedzieć jaki; ale gdyśmy byli sam na sam, a był pewny że go Jejmość nie posłyszy, nieraz powtarzał:
— Biada mój konsyliarzu! nie mam syna, przyjdzie na mnie skończyć się domowi. Słyszałem o Zagrobach w krakowskiém, ale jako żywo, to samozwańcy, samozwańcy!
— Mój kochany Prezesie, odpowiadałem, co ci tam o tém myśleć, ciesz się czém Bóg dał i kwita.
— Ba! ba! Wam to tak mój konsyljarzu mówić, wy bo niemacie imienia, którebyście z kilkaset lat pamiątkami daléj przekazali, ale my. —